Turi ru ri

piątek, 12 lipca 2013

II Wyczuwam kłopoty...

-Dobry wieczór, dyrektorze. Wzywałeś mnie - Do gabinetu weszła siedemnastoletnia dziewczyna. Miała długie fioletowe włosy- pierwotnie były rude-i wiele piegów na twarzy. Ubrana w czarny szlafrok. Była zaspana. Nic dziwnego, była druga w nocy.
-Tyle razy cię prosiłem, abyś nie zmieniała koloru włosów. Jesteś jedyną dziewczyną na Uniwersytecie, jesteś tu praktycznie cudem! Przecież wiesz, że nie wolno nam przyjmować kobiet. Nie mogę być dla ciebie taki pobłażliwy. Inni zaczynają się burzyć. Poza tym magia nie powinna być wykorzystywana do takich przyziemnych celów jak zmiana koloru włosów- zagrzmiał dyrektor.
-Przepraszam- wyszeptała dziewczyna. Nigdy nie brała słów Yeniela odnośnie zabaw magią na poważnie, wychowywała się na Uniwersytecie. Była tu odkąd pamięta. Od dziecka. Uważała go za dom, a starego dyrektora za ojca, którego nigdy nie poznała. Nie widziała opcji, aby ją wyrzucono. Gdzie by się niby miała podziać? Nie znała swoich rodziców. Tak naprawdę nikt nie wiedział skąd się wzięła i czemu jest w szkole. Kobiet nie przyjmowano. Kobiet i dzieci do szesnastego roku życia. Dla niej złamano obie zasady. Podrzucono ją na wycieraczkę Uniwersytetu kiedy miała raptem kilka miesięcy, od tamtej pory nie opuszczała szkoły. Ta była dla niej azylem, chociaż trudno jej było wśród masy chłopców z których większość nigdy nie miała dziewczyny. Z drugiej strony jeśli wzywano ją o drugiej w nocy, aby nakrzyczeć na nią za zmianę koloru włosów może powinna się bać? Może chcą jej dać do zrozumienia, że jest na tyle dorosła, że w każdej chwili mogą ją wyrzucić, aby radziła sobie sama?
-Lothaya, usiądź, proszę - powiedział dyrektor. Podeszła do kominka przed którym siedział i usiadła na przeciw niego w drugim fotelu, który tak bardzo lubiła. Czuła się w nim bezpiecznie. Kiedy Lot była mała, Yeniel sadzał ją w fotelu i opowiadał jej bajki. Kiedy trochę podrosła, opowiadał jej o swoich podróżach, o Wielkiej Wojnie i o życiu poza Uniwersytetem. Kiedy skończyła czternaście lat, często siadywali w fotelach i upajali się ciszą po ciężkim dniu spędzonym na zajęciach.
    Dziewczyna wpatrywała się w ogień. A dyrektor w dziewczynę. Gdy nagle dostrzegł wystającą spod szlafroka...
-Piżama w kaczuszki? Nie jesteś na to za stara?
-Jeśli ja jestem za stara na piżamę w kaczuszki to ty już sto lat temu powinieneś przestać sypiać z egzemplarzem "Bajek i baśni" autorstwa Irminy- cudownejniepowtarzalnejniezastąpionej- pod poduszką - powiedziała z powagą po czym zaczęła się śmiać- rozumiem, że pałasz do niej sympatią, ale dałabym sobie głowę uciąć, że napisała wiele innych książek skierowanych do ludzi w twoim wieku- dodała z uśmiechem na ustach.
-My z Irminą się tylko.... przyjaźnimy-zająknął się Yeniel- Poza tym ona jest elfem... i... i ... mieszka w Aris, to całkiem inny kontynent, drugi koniec świata! Poza tym nie prosiłem cię tu o drugiej w nocy, aby rozmawiać  o moich przyjaciółkach- dodał z ulgą w głosie, zapewne ciesząc się ze zmiany tematu.
-No już, nie czerwień się tak staruszku. Wszystko dobrze, a więc o co chodzi?
-Chodzi o to... Dzisiaj wieczorem do Uniwersytetu dotarł posłaniec... Był to posłaniec ludzkiego króla -Colopila-   który bardzo prosił mnie o przybycie. Niestety moje zdrowie mi na to nie pozwala. Więc pojedziesz ty. Pojedziesz z posłańcem. Jeśli chcesz możesz wziąć ze sobą Edriena.
-Ale po co mam tam jechać?
-Król prosił mnie, abym przekzał mu kilka ksiąg z naszego Uniwersytetu. Będą gotowe na rano. Musicie wyjechać zanim zapieje kogut. Idź obudź Edriena, spakujcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy i przygotujcie konie. Kiedy już będziecie gotowi przyjdźcie do Sali Tryumfów. Tam przedstawię wam waszego przewodnika. A teraz... podejdź tu dziecko - powiedział to takim zatroskanym tonem jak jeszcze nigdy dotąd. Lothaya wstała i uklękła przed jego fotelem. W jego oczach zobaczyła łzy.
-Na starość robisz się coraz bardziej ckliwy- zauważyła dziewczyna - wrócę za góra miesiąc. Nic się do tego czasu nie zmieni- powiedziała tuląc twarz do ręki Yeniela, kiedy podniosła głowę zauważyła w jego oczach jeszcze coś- złość. Złość w jego oczach pokazywała się w tedy, gdy Lot kłamała. Niestety nie miała czasu na zastanowieniem się na tym, gdyż została wygoniona z gabinetu. Pobiegła do pokoju Edriena, by opowiedzieć mu o czekającej go podróży. Ucieszy się. Oj na pewno się ucieszy.

-Podróż? Poza Uniwersytet? Poza wioskę?! Rany, Lot, to cudowna wiadomość! Trzeba spakować tyle rzeczy. Encyklopedię zwierząt i roślin- nie wiadomo co spotkamy po drodze. Weźmy też encyklopedię magii-mam wszystkie dziesięć tomów, no i jeszcze atlas czytania z gwiazd...- Kiedy Edrien się nakręcił trudno było go powstrzymać. Chłopak, jedyny przyjaciel Lothay, nawet trochę podobny do niej. Nikt się z nim nie kumplował, nikt się nim nie interesował. Ciemne włosy i jasne oczy odstraszały potencjalnych kolegów, którzy naczytali się o demonach w ludzkim ciele. Teraz biegał po niewielkim pokoju zagraconym książkami i pakował do torby co tylko się dało. Lothaya siedziała na łóżku i resztkami sił powstrzymywała się, aby go nie uderzyć czymś ciężkim.
W pewnym momencie wstała, wyrwała mu torbę z ręki i wysypała całą zawartość na podłogę.
-Bierzemy tylko, najpotrzebniejsze, rzeczy - wysapała dziewczyna. Usilnie przypominając sobie dlaczego go zabiera.
    Działo się to kiedy Lothaya zaczęła uczyć się magi w wieku piętnastu lat. Takiej prawdziwej, nie książkowej. Akurat w tym samym czasie, niespełna starszy o rok Edrein wstąpił na Uniwersytet. Już pierwszego dnia inni chłopcy zamknęli go w łazience. Kiedy Lot poszła się umyć (na Uniwersytecie były łazienki tylko dla chłopców, z wiadomych powodów) i weszła do balii z wodą nagle krzyknęła zdumiona kiedy coś poruszyło się na ziemi. Nie zauważyła tego wcześniej, gdyż było późno w nocy, a świecie oświetlały niewielką część ogromnej łazienki. Był to Edrien, który najpierw krzyczał i prosił o uwolnienie, a potem ze zmęczenia... zasnął. Od tamtej pory, przez pewien czas się unikali, później zrozumieli, że mają więcej wspólnego niż myślą.
    Kiedyś chłopak wyznał Lot swoje największe marzenie; bardzo chciał podróżować. Niestety był na tyle nierozgarnięty, że nie wiedział od czego zacząć. I tak tkwił w szkole przez kolejne dwa lata. Wyprawa do zamku króla była dla niego wyprawą prawie jak dookoła świata.
-I bądź o kilka tonów ciszej. Nie potrzebne nam jest, aby wszyscy się o tym dowiedzieli.
-Oczywiście, oczywiście - wyszeptał Edrien- Myślisz, że pozwolą nam spakować na drogę trochę tych pysznych babeczek, które były na podwieczorek?
-Przestań zachowywać się jak dziecko! Idę się spakować i przygotować konie. Spotkamy się w Sali Tryumfów.
I nie zapomnij Kamienia, wiesz że nie da się czarować bez kamienia poza Uniwersytetem.

Wszystko zaczęło się od ...

(Trzy kontynenty: Ignis, Aris i Terrae. Jest jeszcze Aqua. Jednak oceany i morza są państwem neutralnym. Na kontynencie Ignis władcą jest człowiek. W Aris władcą jest elf, a w Terrae- krasnolud. Taki pakt utrzymuje się od wielu tysięcy lat. W cieniach skraju świata Darren mieszkają Ciemne Istoty, które co jakiś czas najeżdżają na różne wioski próbując je podbijać. Nigdy się im nie udaje. Lecz za niedługo wszystko może ulec zmianie...)

    Historia ta rozpoczyna się w malutkiej wiosce Idris, trzecim świecie od księżyca w którym wyjątkowo wszystko wygląda jak na Ziemi. Jednak niech pozory was nie zmylą, ten świat jest całkiem inny, zaczarowany, niepoprawny i tak bardzo przesączony magią jak tylko się da.
    Kiedy ustały wojny prowadzone między trzema państwami-Ignis, Aris i Terrae- zamieszkującymi Darren władcy ustalili bezwzględny zakaz używania magii, gdyż zrozumieli, że ta wyniszcza planetę. Wtem zbuntowali się magowie, chyba wszystkim wiadomo z jakiego powodu. Kiedy nad władcami zawisło widmo wojny z magami, królowie na kolejnym posiedzeniu ustalili co następuje:

"magowie mogą używać magii tylko na swoich uniwersytetach-które jednocześnie są ich domem- lub na dworach królewskich. W wyjątkowych sytuacjach za przyzwoleniem władcy. Obowiązkiem ich jest, aby w razie najazdów orków lub innych Ciemnych Istot obronić lud i króla..."

Było tego o wiele więcej lecz jedynymi żyjącymi istotami którzy pamiętają całe postanowienie są magowie, którzy uczą się go na pamięć i wymagają tego od swoich uczniów.
    Od tamtej pory pokój był przerywany jedynie rzadkimi najazdami orków których nie dało się ujarzmić, i mimo tego, że nie każdemu żyło się dobrze, ludzie nie narzekali gdyż tkwiły im w pamięci opowieści przekazywanie z pokolenia na pokolenie o tym jak było za czasów Wielkiej Wojny, która wydarzyła się tysiące lat temu.
    Jednak wracając do Idrisu- małej wioski na wschodnim skraju mapy świata, w której było mnóstwo dzieci i pijaków. Czy też dzieci pijaków którzy w przyszłości zapewne zastąpią miejsce swoich ojców, byli też ci którzy liczyli się ze zdaniem innych ludzi czy też magów. Jednak było ich niewiele; sklepikarz, karczmarka z mężem oraz mężczyzna prowadzący gospodarstwo, sprzedający sery, pomidory i ogórki odwiedzającym miasto.
    Pewnego razu do miasta zawitali magowie. Dwaj młodzi, jeden starszy o długich siwych włosach. Jeśli zastanawiacie się czy byli to magowie szukający powodu do bójki odpowiedź brzmi: nie. Nawet kiedy jakiś pijaczek zwymiotował na buty starszego maga, ten tylko popatrzył na niego z politowaniem i poszedł dalej. Zatrzymali się w karczmie. Po trzech dniach wyjechali, a po kilku miesiącach na skraju wioski stał Uniwersytet Magiczny, gdzie można było się zaciągnąć jeśli czuło się w sobie chociażby odrobinę magi i nauczać sie wszelkich jej tajników. Oczywiście nie wszystkim się udawało. Zostawali oddaleni po pierwszym roku do domu. W Uniwersytecie nie uczyli się tylko miejscowi. Ludzie z całego kontynentu zjeżdżali się, aby spróbować  swoich sił. Dzięki czemu wioska rozkwitła i mimo tego, że ilość spożycia alkoholu przez miejscowych zmalała minimalnie, rozwinął się handel i turystyka.
    Dnia pewnego w tygodniu żółwia deszcz padał jak jeszcze nigdy dotąd. Dzieci się nudziły, pijacy nie odważyli się wyjść z domu, a magowie przeczuwali, że w najbliższym czasie stanie się coś ważnego.
Kiedy skończyły się ostatnie zajęcia i zaczęli zbierać się w Sali Triumfów na kolacji do drzwi ktoś zapukał.
Był to mężczyzna, cały mokry od deszczu. Został ugoszczony w pokojach gościnnych lecz ten tylko popatrzył przelotnie na jedzenie i kazał się zaprowadzić do Najwyższego Maga. Długo rozmawiali po czym nieznajomy wrócił do pokoju, zaryglował drzwi i nie wyszedł aż do rana.

Popularne posty