-Dobry wieczór, dyrektorze. Wzywałeś mnie - Do gabinetu weszła
siedemnastoletnia dziewczyna. Miała długie fioletowe włosy- pierwotnie
były rude-i wiele piegów na twarzy. Ubrana w czarny szlafrok. Była
zaspana. Nic dziwnego, była druga w nocy.
-Tyle razy cię prosiłem,
abyś nie zmieniała koloru włosów. Jesteś jedyną dziewczyną na
Uniwersytecie, jesteś tu praktycznie cudem! Przecież wiesz, że nie wolno
nam przyjmować kobiet. Nie mogę być dla ciebie taki pobłażliwy. Inni
zaczynają się burzyć. Poza tym magia nie powinna być wykorzystywana do
takich przyziemnych celów jak zmiana koloru włosów- zagrzmiał dyrektor.
-Przepraszam-
wyszeptała dziewczyna. Nigdy nie brała słów Yeniela odnośnie zabaw
magią na poważnie, wychowywała się na Uniwersytecie. Była tu odkąd
pamięta. Od dziecka. Uważała go za dom, a starego dyrektora za ojca,
którego nigdy nie poznała. Nie widziała opcji, aby ją wyrzucono. Gdzie
by się niby miała podziać? Nie znała swoich rodziców. Tak naprawdę nikt
nie wiedział skąd się wzięła i czemu jest w szkole. Kobiet nie
przyjmowano. Kobiet i dzieci do szesnastego roku życia. Dla niej złamano
obie zasady. Podrzucono ją na wycieraczkę Uniwersytetu kiedy miała
raptem kilka miesięcy, od tamtej pory nie opuszczała szkoły. Ta była dla
niej azylem, chociaż trudno jej było wśród masy chłopców z których
większość nigdy nie miała dziewczyny. Z drugiej strony jeśli wzywano ją o
drugiej w nocy, aby nakrzyczeć na nią za zmianę koloru włosów może
powinna się bać? Może chcą jej dać do zrozumienia, że jest na tyle
dorosła, że w każdej chwili mogą ją wyrzucić, aby radziła sobie sama?
-Lothaya,
usiądź, proszę - powiedział dyrektor. Podeszła do kominka przed którym
siedział i usiadła na przeciw niego w drugim fotelu, który tak bardzo
lubiła. Czuła się w nim bezpiecznie. Kiedy Lot była mała, Yeniel sadzał
ją w fotelu i opowiadał jej bajki. Kiedy trochę podrosła, opowiadał jej o
swoich podróżach, o Wielkiej Wojnie i o życiu poza Uniwersytetem. Kiedy
skończyła czternaście lat, często siadywali w fotelach i upajali się
ciszą po ciężkim dniu spędzonym na zajęciach.
Dziewczyna wpatrywała się w ogień. A dyrektor w dziewczynę. Gdy nagle dostrzegł wystającą spod szlafroka...
-Piżama w kaczuszki? Nie jesteś na to za stara?
-Jeśli
ja jestem za stara na piżamę w kaczuszki to ty już sto lat temu
powinieneś przestać sypiać z egzemplarzem "Bajek i baśni" autorstwa
Irminy- cudownejniepowtarzalnejniezastąpionej- pod poduszką - powiedziała
z powagą po czym zaczęła się śmiać- rozumiem, że pałasz do niej
sympatią, ale dałabym sobie głowę uciąć, że napisała wiele innych
książek skierowanych do ludzi w twoim wieku- dodała z uśmiechem na
ustach.
-My z Irminą się tylko.... przyjaźnimy-zająknął się Yeniel-
Poza tym ona jest elfem... i... i ... mieszka w Aris, to całkiem inny
kontynent, drugi koniec świata! Poza tym nie prosiłem cię tu o drugiej w
nocy, aby rozmawiać o moich przyjaciółkach- dodał z ulgą w głosie,
zapewne ciesząc się ze zmiany tematu.
-No już, nie czerwień się tak staruszku. Wszystko dobrze, a więc o co chodzi?
-Chodzi
o to... Dzisiaj wieczorem do Uniwersytetu dotarł posłaniec... Był to
posłaniec ludzkiego króla -Colopila- który bardzo prosił mnie o
przybycie. Niestety moje zdrowie mi na to nie pozwala. Więc pojedziesz
ty. Pojedziesz z posłańcem. Jeśli chcesz możesz wziąć ze sobą Edriena.
-Ale po co mam tam jechać?
-Król
prosił mnie, abym przekzał mu kilka ksiąg z naszego Uniwersytetu. Będą
gotowe na rano. Musicie wyjechać zanim zapieje kogut. Idź obudź Edriena,
spakujcie tylko najpotrzebniejsze rzeczy i przygotujcie konie. Kiedy
już będziecie gotowi przyjdźcie do Sali Tryumfów. Tam przedstawię wam
waszego przewodnika. A teraz... podejdź tu dziecko - powiedział to takim
zatroskanym tonem jak jeszcze nigdy dotąd. Lothaya wstała i uklękła
przed jego fotelem. W jego oczach zobaczyła łzy.
-Na starość robisz
się coraz bardziej ckliwy- zauważyła dziewczyna - wrócę za góra miesiąc.
Nic się do tego czasu nie zmieni- powiedziała tuląc twarz do ręki
Yeniela, kiedy podniosła głowę zauważyła w jego oczach jeszcze coś-
złość. Złość w jego oczach pokazywała się w tedy, gdy Lot kłamała.
Niestety nie miała czasu na zastanowieniem się na tym, gdyż została
wygoniona z gabinetu. Pobiegła do pokoju Edriena, by opowiedzieć mu o
czekającej go podróży. Ucieszy się. Oj na pewno się ucieszy.
-Podróż?
Poza Uniwersytet? Poza wioskę?! Rany, Lot, to cudowna wiadomość! Trzeba
spakować tyle rzeczy. Encyklopedię zwierząt i roślin- nie wiadomo co
spotkamy po drodze. Weźmy też encyklopedię magii-mam wszystkie dziesięć
tomów, no i jeszcze atlas czytania z gwiazd...- Kiedy Edrien się
nakręcił trudno było go powstrzymać. Chłopak, jedyny przyjaciel Lothay,
nawet trochę podobny do niej. Nikt się z nim nie kumplował, nikt się nim
nie interesował. Ciemne włosy i jasne oczy odstraszały potencjalnych
kolegów, którzy naczytali się o demonach w ludzkim ciele. Teraz biegał
po niewielkim pokoju zagraconym książkami i pakował do torby co tylko
się dało. Lothaya siedziała na łóżku i resztkami sił powstrzymywała się,
aby go nie uderzyć czymś ciężkim.
W pewnym momencie wstała, wyrwała mu torbę z ręki i wysypała całą zawartość na podłogę.
-Bierzemy tylko, najpotrzebniejsze, rzeczy - wysapała dziewczyna. Usilnie przypominając sobie dlaczego go zabiera.
Działo się to kiedy Lothaya zaczęła uczyć się magi w wieku piętnastu
lat. Takiej prawdziwej, nie książkowej. Akurat w tym samym czasie,
niespełna starszy o rok Edrein wstąpił na Uniwersytet. Już pierwszego
dnia inni chłopcy zamknęli go w łazience. Kiedy Lot poszła się umyć (na
Uniwersytecie były łazienki tylko dla chłopców, z wiadomych powodów) i
weszła do balii z wodą nagle krzyknęła zdumiona kiedy coś poruszyło się
na ziemi. Nie zauważyła tego wcześniej, gdyż było późno w nocy, a świecie
oświetlały niewielką część ogromnej łazienki. Był to Edrien, który
najpierw krzyczał i prosił o uwolnienie, a potem ze zmęczenia... zasnął.
Od tamtej pory, przez pewien czas się unikali, później zrozumieli, że
mają więcej wspólnego niż myślą.
Kiedyś chłopak wyznał Lot swoje
największe marzenie; bardzo chciał podróżować. Niestety był na tyle
nierozgarnięty, że nie wiedział od czego zacząć. I tak tkwił w szkole
przez kolejne dwa lata. Wyprawa do zamku króla była dla niego wyprawą
prawie jak dookoła świata.
-I bądź o kilka tonów ciszej. Nie potrzebne nam jest, aby wszyscy się o tym dowiedzieli.
-Oczywiście,
oczywiście - wyszeptał Edrien- Myślisz, że pozwolą nam spakować na
drogę trochę tych pysznych babeczek, które były na podwieczorek?
-Przestań zachowywać się jak dziecko! Idę się spakować i przygotować konie. Spotkamy się w Sali Tryumfów.
I nie zapomnij Kamienia, wiesz że nie da się czarować bez kamienia poza Uniwersytetem.
Młoda czarodziejka Lothaya żyje w świecie, gdzie używanie magii jest poprzedzone różnymi regułami. Pewnego dnia wyrusza w podróż do jednego z trzech królów, którym musi zanieść jakieś ważne pakunki, jednak jest to tylko powierzchowne kłamstwo które ma ją ochronić... Pełna napięcia, intryg i dziwnych zdarzeń opowiadanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Popularne posty
-
-Dobry wieczór, dyrektorze. Wzywałeś mnie - Do gabinetu weszła siedemnastoletnia dziewczyna. Miała długie fioletowe włosy- pierwotnie były...
-
Kiedy weszła do Sali Tryumfów coś było nie tak. Edrien siedział po jednej stronie sali z miną obrażonego dziecka, z drugiej strony stał n...
-
Lothaya weszła na cmentarz przez malutką furtkę, przez którą teraz spływali ludzie z całej wioski. Powoli zaczęła krążyć między nagrobkam...
-
(Trzy kontynenty: Ignis, Aris i Terrae. Jest jeszcze Aqua. Jednak oceany i morza są państwem neutralnym. Na kontynencie Ignis władcą jest ...
Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńOby tak dalej!
I milutko masz na tym blogu ^^
Tylko błagam... zlikwiduj te kody do komentarzy- nie znoszę ich :/
Pozdrawiam :)