Turi ru ri

niedziela, 21 lipca 2013

IV Dziwne zwyczaje

   Lothaya weszła na cmentarz przez malutką furtkę, przez którą teraz spływali ludzie z całej wioski. Powoli zaczęła krążyć między nagrobkami, między rodzinami uważając, aby nie zahaczyć o któreś z części garderoby.
-Mamo, mamusiu, a czy ty kiedyś odejdziesz? - usłyszała gdzieś za sobą pytanie małej dziewczynki.
-Zapewne tak, kochanie. Ale wtedy będziesz już duża, będziesz mieć swoje dzieci, a ja będę mogła odejść do naszego boga, Kane, który będzie się o mnie troszczył tak jak ja teraz o ciebie- odpowiedziała matka swojemu dziecku i mocno przytuliła je do siebie.
   Lot nigdy za wiele nie myślała nad swoimi rodzicami. Nikt nic o nich nie wiedział. Wbrew pozorom wychowywała się wśród ludzi którzy bardzo się o nią troszczyli. Dlaczego miała poświęcać uwagę komuś kto ją porzucił. Więc dlaczego dziewczyna znów zaczęła płakać? W głębi serca wiedziała, że nic nie zastąpi jej miłości rodziców. Jednak bez względu na wszystko nie mogła pozwolić sobie po raz kolejny na płacz. Łzy to słabość. Płacz jest bezcelową i bezsensowną czynnością. Ludzie mówią, że poprzez płacz można się wyzbyć nadmiaru emocji. Lecz kiedy obiecujemy sobie, że to już ostatni raz, a później znowu płaczemy dostajemy obrzydzenia do samych siebie. Bo czymże jesteśmy jeśli nie potrafimy dotrzymać obietnicy danej samym sobie?
   Powoli podeszła do środka cmentarza, skąd biła łuna ogniska. Ludzie ustawiali się w koło niego, a w samym centrum, stała stara kobieta. Siwe włosy, długa sukienka, i pełno korali wokół jej szyi... Wyglądała jak czarownica.
-Podejdźcie, podejdźcie. Za chwilę zaczniemy nasze święto. -Powtarzała, dopóki wszyscy ludzie nie ustawili się wokół niej.
   Wieczór był chłodny. Wokół czuło się obecność komarów i innych nocnych owadów. Kiedy kobieta zaczęła coś mówić o duchach zmarłych, bogach i ofiarach następnie zaczęła chodzić wokół ogniska, mówić do siebie i wrzucać sproszkowane zioła do ogniska, Lothaya postanowiła się wycofać. Nie wierzyła w duchy i życie po śmierci. Lecz nie zamierzała brać udziału w jakiś zabobonnych obchodach.
   Postanowiła wrócić do karczmy. Wokół było bardzo cicho. Gdzieś z oddali słyszała ujadanie wilków.
-Nie jesteś miejscowa.- Chłopak w wieku Lot wyszedł z cienia i stanął na przeciwko dziewczyny.- Wyglądasz na przestraszoną. I w sumie wcale ci się nie dziwię- dodał kiwnąwszy głową na tłum na cmentarzu.
-A ty chyba jesteś tutejszy. Dlaczego więc nie jesteś tam. Ze swoją rodziną?
-Nie wierzę w to co ta stara wiedźma próbuje nam wmówić. Przyjechała do wioski kilka lat temu, kiedy byłem jeszcze chłopcem. Od tamtej pory wmawia nam różnych bogów. Karze nam składać jakieś dziwne ofiary. To święto akurat poświęcone jest bezpośrednio zmarłym. Ludzie składają jedzenie i ubrania, tańczą i śpiewają do północy, później rozchodzą się do domów a na drugi dzień wszystko znika. Podobno zmarli sobie zabierają. Jednak ja wiem, że to kłamstwo. To pewnie czarownica wszystko zbiera.
-Jak często odbywa się to święto?
-Raz w miesiącu.
-Bardzo interesujące- mruknęła do siebie i oddaliła się. Jednak chłopak zaraz ją dogonił.
-Nic z tym nie zrobicie?
-Jak to: my?
-Obserwowałem cię, jesteś tu z dwoma innymi.
-Ale dlaczego myślisz, że powinniśmy się tym zająć?
-Widziałem, jak na nią patrzysz. Gardzisz nią.
-Porozmawiam ze swoimi towarzyszami, zobaczę co da się zrobić. Spotkajmy się przed północną, z drugiej strony cmentarza.

Popularne posty